Maria Curie-Skłodowska i Paul Langevin, za: www.odkrywcy.pl
W paryskim Parku Książąt (franc. Parc des Princes), tam gdzie dzisiaj stoi reprezentacyjny stadion piłkarski stolicy Francji, w 1911 roku z pistoletami w rękach stanęli naprzeciwko siebie: słynny uczony i znany dziennikarz. Ten pierwszy podniósł broń do góry, wycelował i nacisnął spust. Na szczęście dla dziennikarza - źle nabity przez sekundanta pistolet nie wystrzelił. Dziennikarz jednak nie skorzystał z okazji, nawet nie podniósł broni do góry. Kim byli uczestnicy pojedynku i dlaczego do niego doszło?
Uczony, to Paul Langevin, fizyk zakochany po uszy (chyba ze wzjemnością) w naszej noblistce Marii Curie-Skłodowskiej. Młodszy o 4 lata Paul był zresztą najzdolniejszym asystentem jej zmarłego tragicznie męża. Dziennikarz, to Gustave Téry, filozof i redaktor naczelny paryskiego tygodnika "L'Oeuvre". Niefortunnym sekundatem był matematyk Paul Painlevé, późniejszy dwukrotny premier Francji.
Maria Curie w tym czasie od 5 lat była wdową, natomiast Paul Langevin był żonaty i miał czworo dzieci. Od kilku miesięcy nie mieszkał jednak z żoną. Kochankowie byli tak nieostrożni, że ich koresponencja miłosna trafiła za przyczyną żony Paula, na biurko redaktora "L'Oeuvre". To była woda na młyn dla pisma o zabarwieniu antysemickim. Należy przy tym zaznaczyć, że Maria ze względu na nazwisko (i drugie imię Salomea) była postrzegana w niektórych francuskich ksenofobicznych kręgach, właśnie jako Żydówka. Znany był też jej liberalny światopogląd, a w dodatku była ateistką. W efekcie ukazał się cykl artykułów o tym, jak to cudzoziemka rozbija porządną francuską rodzinę.
Do nagonki przyłączyły się "Le Journal", "La Libre Parole". Doszło do tego, że musiała uciec wraz z córeczkami z domu w Sceaux. Groźba linczu przez podpuszczoną tłuszcze była całkiem realna.
Paul nie wytrzymał i pozwał na ubitą ziemię redaktora naczelnego, który te artykuły firmował. Na domiar złego madame Langevin pozwała męża -nie na ubitą ziemię ale do sądu, zarzucając mu jawną zdradę i to we własnym (czyli jej) domu! Ówczesne francuskie prawo było tak sprytnie skonstruowane, że wiarołomnemu małżonkowi groziła jedynie kara grzywny, za to żona przyprawiająca rogi mężowi mogła spędzić za kratkami nawet 2 lata. To ciekawostka prawna, a w tym przypadku doszło do ugody. Pani Langevin otrzymała wysokie alimenty (800 framków miesięcznie) i prawo do opieki nad dziećmi.
Sprawa miała jednak o wiele szersze i poważniejsze podłoże.
Jak donosiło 7 listopada wychodzące na ziemiach polskich pismo „Naprzód":
"O p. Curie-Skłodowskiej słynnej odkrywczym radu i profesorce Sorbony
paryskiej przyniosły w sobotę dzienniki awanturnicze wiadomości. Wedle nich miała p. Curie uciec ze swym asystentem p. Langevinem, z którym od dłuższego czasu miała utrzymywać stosunki miłosne, mimo że p. L. jest żonatym i ojcem
kilkorga dzieci. Jak ostatnie wiadomości z Paryża podają, całe to doniesienie nie ma najmniejszej podstawy. P. Curie nie uciekła z Paryża, lecz wyjechała do Brukseli na kongres fizyków i stamtąd pisała do swego laboratorium w Paryżu o przysłanie jej różnych instrumentów i papierów. Pogłoskę o ucieczce puściła w świat teściowa Langevina do spółki z jego żoną, podobno histeryczką. Z drugiej strony uważają tę pogłoskę jako manewr celem uniemożliwienia p. Curie ubieganie się o nagrodę Nobla i miejsce w Akademii francuskiej." - cytat (jak i dalsze) za artykułem "Prasa Polska w 1911 wobec Nagrody Nobla dla Marii Sklodowskiej-Curie", autorstwa Romana Mierzeckiego opublikowanym w czasopiśmie "Analecta".
Prasa nad Sekwaną i polskojęzyczna na terenie ziem pod zaborami, zajmowała się tym tematem non stop. Gazety donosiły, że pojedynków w obronie dobrego imienia Polki było kilka. Gwoli prawdy różnie też przedstawiano przebieg pojedynku z udziałem samego Langevina. Sporo miejsca poświęcono także procesowi rozwodowemu małżonków Langevin. W artykułach przeważały słowa: kalumnie, potwarz, oszczerstwa. "Kurier Warszawski" z dnia 11 grudnia donosił o spisku przeciwko Polce:
"...9 b.m. stawił się przed sądem policyjnym przedstawiciel p. Curie, były minister handlu p. Millerand, zaopatrzony w obfite materiały, dowodzące, że w danym razie nie chodzi bynajmniej o zwykły spór rodzinny, lecz wprost o haniebny spisek przeciw p.Curie jako profesora na Sorbonie."
Jeszcze dalej poszło pismo "Nowa Reforma", które w artykule "Zamach na życie p. Curie" z dnia 10 grudnia informowało czytelników:
"...Millerand oświadczył (na sali sądowej - aut.) dalej, że z listów p. Curie-Skłodowskiej powyjmowano różne zdania i słowa, z których utworzono nowe listy. W końcu wśród olbrzymiej sensacji wymienił dep. Millerand nazwisko pewnej kobiety, wynajętej przez ten komplet w celu wykonania zamachu na życie p. Curie-Skłodowskiej."
Nie zabrakło też akcentów humorystycznych. Warszawski "Kurjer Satyryczny" w opublikowanej 19 listopada fraszce powiązał aferę Marii Curie-Sklodowskiej, z skradzionym i odnalezionym właśnie obrazem Mona Lisa Leonarda da Vinci:
"Z Paryża"
Wieść przybiegła do nas chyża
Depeszami wprost z Paryża,
„Lizę" skradły jakieś furje,
Dziś znów znikła pani „Kuije".
I rzecz dziwna - widzieć mieli.
Że Gioconda jest w Brukseli,
No, i panią Curie pono
Też w Brukseli znaleziono.
Lecz nie znikła z profesorem,
Nie romansu szło to torem,
Lecz jak dowód prawdy niesie,
Była w Belgii na kongresie.
Lecz ta bajka skartowana?
Ach! To żona zwarjowana,
Co ją gryzł zazdrości bziczek...
Strzeż nas Bóg od histeryczek!"
Wchodzenie butami z przyczyn światopoglądowych w prywatne życie Marii Curie-Skłodowskiej i antyfeminizm, w dużym stopniu zaważyło na tym, że uczona nigdy nie została członkiem Francuskiej Akademii Nauk, na czym bardzo jej zależało. Udało się to dopiero, jako pierwszej kobiecie w 1962 roku Marguerite Perey. Zresztą doktorantce naszej uczonej. Historia jednak, jak zwykle zrobiła psikusa i zatoczyła koło. Po latach wnuk Paula, Michel Langevin ożenił się z ...wnuczką Marii, Hélène Joliot. Hélène ma obecnie 86 lat, jest profesorem fizyki jądrowej i przewodniczącą Unii Racjonalistycznej, założonej przez Paula Langevina.
Wojciech Gatz
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz