środa, 12 grudnia 2018

Lajkonik na wesoło z Tyrolem w tle

"Koń, jaki jest każdy widzi", informowała w 18. wieku  pierwsza polska encyklopedia powszechna autorstwa ks. Benedykta Chmielowskiego. I można się z nią zgodzić, przy małych protestach hipologów, no i samych koni oczywiście. Gorzej jest już z Lajkonikiem. Niby też każdy lub prawie każdy wie, co to zacz za stworzenie: ot skrzyżowanie konia z Tatarem hasające po krakowskim rynku.
Lajkonik (domena publiczna)
Niestety, ta krzyżówka harcuje nie tylko w Krakowie. W dodatku, każdy szanujący się rumak, a nawet zwykła chabeta ma "papiery", a nasz Lajkonik nie ma nawet karty rybackiej, nie wspominając o dowodzie osobistym. W dzisiejszych czasach to niewybaczalne! Skąd się zatem wziął? Na początek jednak garść "faktów".
Według legendy związanej z najazdami tatarskimi na Małopolskę w 13. wieku mieszkańców Krakowa od kolejnej niechybnej klęski. uratowali włóczkowie. Ci zacni ludzie, to wilcy ale nie morscy, a śródlądowi. Czasami po prostu zamiast płynąc Wisłą na galerach, włóczyli je ciągnąc linami z brzegu. Taki mieli kaprys, nie wiadomo czemu. W 1287 roku Tatarzy spóźnili się z dotarciem w niecnych celach do miasta Kraka, a ponieważ zaczynało się ściemniać, woleli rozbić obóz i poczekać do świtu. Wszak, rabowanie, gwałcenie i palenie jest o wiele przyjemniejsze, jak się widzi, co się rabuje, kogo...etc. Ordyńcy rozbili swój obóz na łapu capu, czyli obok miejsca spoczynku dzielnych włóczków.
Włóczkowie na tradycyjnym święcie Lajkonika w Krakowie (domena publiczna)

Ci widząc, co się święci, nie namyślali się wiele, wzięli swoje wiosła w łapy i dalej lać wrażych synów w czambuł, nie sprawdzając nawet, czy któryś z nich nie ma ryb wyrytych na piersi. Nasza żegluga śródlądowa musiała być chyba wówczas nieźle rozwinięta. Tatarzy, to takie szczwane lisy, co jak już wyruszali na wojnę /a wyruszali nader często/, to za przeproszeniem -kupą. Kupa, to w tamtych czasach było coś około kilkanaście tysięcy skośnookiego luda. Logicznie rzecz ujmując, włóczków mogło być trochę mniej, bo działali z zaskoczenia, no ale przynajmniej z tysiąc, co bardzo dobrze świadczy o stanie gospodarki Małopolski w "mrocznym"  średniowieczu.
Jak już nasza żegluga śródlądowa rozprawiła się z "dziką turystyką" ze wschodu, to chłopy wpadli na wspaniały pomysł. Jeżeli Tatarzy mogą napadać, grabić, łupić no i gwałcić, to czemu i nie my! Tak dla hecy postanowili nastraszyć Krakusów. Nałożyli więc sobie na głowy szpiczaste czapeczki, pożyczyli ubiór od nie mogących już protestować gości i dalej hajda na Kraków. Trudność wystąpiła z podażą koni, bo popyt na nie był duży. A kto widział atakującego Tatara bez konia? Koń by się uśmiał. No i tak niektórzy musieli siebie samego zrobić w konia, z tym że dwunożnego. I tak właśnie powstał lajkonik.
Lajkonik z muszką w Seefeld in Tirol - fot. autor.
Z tym włóczkowym atakiem na Kraków, to miał być w założeniu dowcip, no może troszkę czarny. Tym samym, jak rzecz się wydała, to lud krakowski tłumnie wyszedł świętować na rynek, poza tymi oczywiście, co się na żarcie nie poznali i już wyjść z niemocy nie byli w stanie. Igrcom nie było końca, a w zasadzie był - jak piwo się skończyło. Bojąc się słusznego gniewu ludu, burmistrz ogłosił, że dla uczczenia tej wspaniałej historii będzie organizował podobną imprezę co roku w oktawę Bożego Ciała. Sam też musiał mieć już nieźle w czubie, bo zapomniał, że to święto będzie wprowadzone w Polsce dopiero za pół wieku.
Tyle historia, która bazuje na artykule Konstantego Majeranowskiego zamieszczonego w czasopiśmie Pszczółka Krakowska z 1820 roku. Może przedstawiłem ją tylko co nieco w krzywym zwierciadle. Lajkonika z rzędem jednak temu, kto zna prawdziwą historię krakowskiego harcownika z drewnianą buławą w ręku. Może nasz rodzimy centaur jest wymysłem właśnie Majeranowskiego? Jeżeli tak, to powinien dostać za to Nobla. Strój Lajkonika jest autorstwa Stanisława Wyspiańskiego. A propos stroju. W austriackim Tyrolu widziałem też lajkoników, w zgoła innych strojach. Jeden był nawet w muszce. 

Być może Lajkonik jest spolszczoną tradycją z czasów przedchrześcijańskich i wywodzi się z pogańskiego kultu zwierząt z czasów Odyna lub Światowida, a może jeszcze wcześniejszych. Lajkoniki rajcują zawsze na przełomie zimy i wiosny w krajach, gdzie tradycyjne obrzędy przedchrześcijańskie /głównie celtyckie/ są żywo kultywowane. Myślę o Tyrolu i Bawarii. Tu Lajkonik zwany jest po prostu Kentaur - centaur. Natomiast nasze lajkonikowe szaleństwo, to barwna historia zaszczepiona przez ks. Majeranowskiego, w późniejszej choreografii samego Wyspiańskiego.
Wojciech Gatz
copyright ©. All right reserved.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz